Im bardziej intymny jest charakter zdarzeń, tym mniej formalistyki, ale bynajmniej nie mniej potrzeby kurtuazji. „Im lepiej poznaję ludzi, tym więcej kocham psy”, ci, co znajdują w
Któż z nas nie lubi perfum? Któż z nas nie lubi pięknych, przyciągających uwagę, zapachów? Dlaczego więc nie połączyć świata pachnideł z epicką opowieścią? Annie Gras się to udało zrobić doskonale. Mam dla was dzisiaj niezwykle inspirującą rozmowę z autorką. Zapraszam do jej przeczytania. Recenzja książki "Perfumeria złamanych serc. Tom I Konwalie" - KLIK Anna Gras zadebiutowała w 2008 r. powieścią dla dzieci pt. "Misiek i fałszerze czekolady". Była to trzecia książka jaką napisała, gdyż od dłuższego czasu tworzyła wyłącznie do szuflady. Książka ta okazała się sukcesem, bowiem jej fragmenty trafiły do wypisów dla klasy piątej szkoły podstawowej. Następna, wydana część przygód Miśka nosi tytuł "Misiek i świąteczne obżarstwo". Wioleta Sadowska: Zadebiutowała Pani w 2008 r. powieścią dla dzieci pt. "Misiek i fałszerze czekolady". Jak to się stało, że zaczęła Pani pisać książki? Anna Gras: Przypadek. Miałam kiedyś okazję wziąć udział w dyskusji o tym, jak zmienia się postrzeganie literatury przez ludzi doby telewizji i internetu. Szczególnie zainteresował mnie wątek dotyczący zmian w technice pisania wymuszony przez to, jak współcześni ludzie postrzegają świat. Zaczęłam analizować książki, które zawładnęły podświadomością milionów czytelników. Następnym krokiem było spróbowanie zastosowania moich obserwacji w praktyce. Potrzebowałam wówczas powieści, która zachęci do czytania 10-latka. Tak powstał Misiek i później Filip Engel. Wioleta Sadowska: Pani debiut okazał się sukcesem, bowiem fragmenty tej książki trafiły do wypisów dla klasy piątej szkoły podstawowej. Czy trudno było przestawić się Pani z pisania literatury dla dzieci na prozę dla dorosłych? Anna Gras: Rzeczywiście Misiek zyskał sporo przyjaciół. Osobiście jednak bardziej lubię nominowanego do IBBY Filipa Engela [Filip Engel i błękitny smok]. Uwielbiam smoki. Może dlatego, że urodziłam się w chińskim roku smoka? Pisanie dla dzieci jest piekielnie trudne. Oczywiście nie mówię o tworzeniu jakichś produkcyjniaków, lecz literatury na pewnym poziomie. Oprócz perfekcyjnej techniki pisarskiej potrzeba ogromnej wiedzy psychologicznej, wyobraźni, dyscypliny i umiejętności analitycznego myślenia. Pisanie dla dorosłych jest dużo łatwiejsze i mniej angażujące intelektualnie, gdyż odbiorca jest dużo lepiej znany, bardziej przewidywalny, mający podobne doświadczenia. Wioleta Sadowska: To rzeczywiście prawda. Skąd pomysł na to, aby w Pani najnowszej książce dotknąć świata perfum? Anna Gras: Pisałam trzeci tom Miśka – Misiek i perfumowana Kielbassa, w której główny bohater zakochał się w koleżance, która lubiła perfumy. Agata [Agata Wasilenko = Ogród perfum Agaty], która wydawała moje książki, wpadła na pomysł, żeby napisać “dorosły” romans z perfumami w tle. To był czas, kiedy wprowadzono VAT na książki i do czasu wyklarowania się sytuacji na rynku zawiesiliśmy pracę nad książkami dla dzieci, dla żartu zaczęłam szkicować powieść perfumową. Wioleta Sadowska: Jak widać od żartu do powieści. Czy pachnidła według Pani w jakiś sposób pozwalają nam zaznaczyć swoją indywidualność? Anna Gras: Im lepiej poznaję pachnidła i im więcej ich wącham, tym bardziej się ich boję. Perfumy są opowieścią tworzoną przy pomocy zapachów. Problem w tym, że pole do jej interpretacji jest dużo szersze niż w przypadku dzieła literackiego. Mogą być postrzegane jako romans, thriller lub nawet horror. Bardzo dużo zależy tu od odbiorcy. Niemniej osoba, która używa perfum może narzucić pożądaną przez siebie interpretację. Myślę, że można byłoby temat sztuki noszenia zapachów napisać poważną książkę. Może Agata kiedyś ją popełni. Wioleta Sadowska: Myślę, że to świetny pomysł na przyszłość. Czy zapachy mogą nas również definiować? Anna Gras: Oczywiście. Mogą sygnalizować nasz nastrój, potrzeby, pragnienia, wyobrażenie o sobie. Jest taka doskonała scena w „Milczeniu owiec”, kiedy okazuje się, że agentka Starling używa zapachu L'Air du Temps. Autor powieści wcale nie wskazał tych perfum przypadkowo. Każdy kto rozumie charakter tego pachnidła może podejrzewać, że miało ono bardzo duży wpływ na relacje agentki i Hannibala Lectera. Łatwiej też może zrozumieć motywacje bohaterki i jej wielowymiarowość. Warto zadać sobie pytanie ”dlaczego wybieramy ten, a nie inny zapach?”. Coś nas w nim urzekło? Wywołało jakieś wspomnienie? Estetyka i przeszłość z pewnością nas definiują. Sama używam jednego z zapachów opisanych w książce. Czy mnie definiuje? Oczywiście. Wioleta Sadowska: Skąd czerpała Pani wiedzę na temat zapachów opisanych w książce oraz historii perfumiarstwa? Anna Gras: Ze spotkań przy kawie i niekiedy, winie z winogron odmiany tempranillo. Moja wiedza o perfumach pochodzi od Agaty. Dzwonię do niej i mówię: potrzebuję zilustrować taki klimat. Ona mówi mi, które perfumy opisać i dlaczego. Pisarz zawsze powinien mieć doskonałego researchera. Wioleta Sadowska: Taka pomoc jest na wagę złota. W “Perfumerii złamanych serc” pokazała Pani także znak naszych czasów, czyli samotność w tłumie. Czy ma Pani jakąś złotą radę na to, aby nie było tyle samotności w nas i wokół nas? Anna Gras: Perfumeria rzeczywiście jest powieścią o współczesnej samotności. Ale samotność to przede wszystkim stan umysłu. Ja na przykład doskonale czułabym się na bezludnej wyspie i do towarzystwa nie potrzebowałabym nawet piłki do kosza. Nasza cywilizacja z jednej strony uczyniła nas samotnymi, odbierając nam wolny czas i przyjaciół z podwórka, z drugiej dała nam nieograniczone możliwości obcowania z ludźmi, którzy nas intrygują. Możemy nawiązywać z nimi kontakt choćby poprzez komentarze na You Tube czy Instagramie. Zawsze dużo zależy od nas samych. Spójrzmy na bohaterów Perfumerii. Ich wybory mogły zepchnąć ich w niespełnienie lub uszczęśliwić. Oczywiście w realnym życiu jest trudniej. Trzeba trochę szczęścia, żeby trafić na osobę, która wypełni nasz świat. Wioleta Sadowska: Marcin, jeden z głównych bohaterów książki to mężczyzna niezwykle intrygujący. Jak kreowała Pani jego postać? Anna Gras: Poskładałam go z puzzli z różnych bajek. A to trochę z Roberta Redforda z „Pożegnania z Afryką”. Trochę Brada Pitta z „Joe Blacka”, najwięcej jednak ta postać zawdzięcza mojemu redaktorowi. Nie znam osoby bardziej złośliwej, ironicznej i przenikliwej. To od niego pochodzi anegdotka o staruszce na pogotowiu i hiszpańskie wino. Nie ukrywam, że Marcin to wyjątkowo pracochłonna postać. Musiałam wczuć się w jego specyficzny sposób myślenia, wykreować sposób budowania wypowiedzi, puentowania myśli. To było pewne wyzwanie. Wioleta Sadowska: To postać, która zapada w pamięć. Blog Dominiki to kolejna wciągająca płaszczyzna tej książki. W jakich okolicznościach narodził się pomysł na taki akcent fabularny? Anna Gras: Gdybym pisała tę książkę kilkadziesiąt late temu to zapewne wprowadziłabym do powieści jakiś tajemny pamiętnik, z którego jeden z bohaterów czerpie fascynującą wiedzę o innej postaci. Dzisiaj mamy media społecznościowe. Blog w powieści to jeden elementów konstrukcji psychologicznych relacji między bohaterami. Marcin wie o Dominice więcej niż ona przypuszcza. Dzięki temu łatwiej mu manipulować dziewczyną. Jednocześnie to blog sprawia, że jest nią coraz bardziej zafascynowany. To zresztą była największa trudność – nie jest łatwo wzbudzić podziw Marcina, więc blog musiał być wyjątkowy. Dlaczego wybrałam akurat ten motyw? Powieść w sumie jest dość długa i potrzebowałam trochę stylistycznego urozmaicenia, napisania od czasu do czasu czegoś w innym tonie. Pobawić się językiem na innej płaszczyźnie. Cieszę się, że został uznany za wciągający. Wioleta Sadowska: Jaka jest geneza tytułu całej serii? Anna Gras: To przypadek. W mózgu jednej z osób związanych z tym przedsięwzięciem (teraz nikt już nie wie kogo) zderzyły się neurony i narodził się ten tytuł. Było to już po napisaniu kilku rozdziałów i nakreśleniu drabinki dramaturgicznej losów bohaterów. Początkowo mieliśmy tylko „Urzekający zapach konwalii”, „Kojący zapach lawendy” itd., bo przed pisaniem sporo wąchaliśmy perfum. Zaczęliśmy od Diorissimo. Duża ilość pachnideł zapewne sprowokowała do użycia słowa „perfumeria”, a „złamane serca” to już oczywista klasyka klickbajtowa. Wioleta Sadowska: Ile zajęło Pani napisanie i doszlifowanie książki? Anna Gras: To temat na osobną powieść. Pierwszą wersję napisałam kilka lat temu. Agata chciała ją wydać w dużym wydawnictwie, więc podjęliśmy z jednym z nich współpracę. Okazała się niewypałem. Kilka miesięcy temu poczułam, że mogę znów zając się pracą nad książką. Tutaj warto wyjaśnić jedną sprawę – jak wygląda współpraca z redaktorami z wydawnictw. Bardzo często chcą odcisnąć swoje piętno na czyimś utworze i podsuwają pomysły typu: nie pasuje mi McDonald's, trzeba wprowadzić włoski bar z kanapkami. Ciabatta to coś lepszego niż BigMac. Jak autor chce wydać książkę, to musi iść na kompromisy. Bywa jeszcze gorzej, że redaktor w ogóle bierze książkę i dopisuje całe sceny, albo w ogóle piszę ją od nowa. Pal sześć, jeśli ma choć trochę talentu i wyczucia literackiego... Kilka miesięcy temu rozpoczęłam przywracanie książki do wersji pierwotnej. Potem wziął ją na warsztat profesjonalny redaktor i dostałam długą listę uwag typu – w tym miejscu słaba motywacja dramaturgiczna, tu zbyt duże skróty myślowe, ten dialog zbyt skomplikowany, tu trzeba pogłębić, tu jest zbyt dosłownie. Na stronie 25 bohater umiera, a na 160 podrywa dziewczyny itd. Gdybym się zastosowała do wszystkich uwag powieść miałaby z 600 stron i nie miałabym możliwości watowania kolejnych tomów wyjaśnianiem niedomówień pierwszego. Niemniej, sporo było zmian i do dzisiaj w kolejnych dodrukach poprawiamy różnie niedoskonałości powstałe w wyniku „szatkowania” tekstu. Ile czasu zajmuje napisanie takiej powieści? Gdybym była profesjonalną pisarką i żyła z wydawania książek praca nad powieścią o takiej objętości zajmowałaby mi ok. 3-4 miesiące. Potem przerwa kilka miesięcy i jakieś dwa tygodnie poprawek poredakcyjnych. Jako że pisanie traktuję hobbystycznie cały proces jest rozciągnięty w czasie. Wioleta Sadowska: Jaki tytuł będzie miała kolejna część? Anna Gras: Kojący zapach lawendy. Wioleta Sadowska: Czy będzie to kontynuacja losów znanych nam bohaterów, czy wprowadzi Pani zupełnie nowe postacie? Anna Gras: Stworzenie takich postaci jak Marcin czy Dominika kosztowało mnie sporo wysiłku. Porzucenie ich byłoby więc marnotrawstwem. Z drugiej jednak strony mogłabym się nimi szybko znudzić, co zniechęciłoby mnie do pisania. Na pewno więc będą nowe historie i nowi bohaterowie. Pewne wątki będą kontynuowane, może pojawi się trochę retrospekcji? Mogę zdradzić tajemnicę, że na świecie pojawi się potomek Ryśka, choć nie do końca jeszcze wiem, na ile będzie to przerażające wydarzenie... Wioleta Sadowska: Nie mogę się zatem doczekać. Czy kolejnego tomu możemy spodziewać się w tym roku? Anna Gras: Duża praca już została wykonana. Jest sporo tekstu, zdefiniowane postacie. Jest już nawet okładka. Zobaczymy jak się to wszystko potoczy. Pracuję też nad innym projektem – powieścią dla dorosłych, w której występują smoki. Bo smoki to moje ulubione zwierzęta. Nie wiem co mnie bardziej skusi. Zemsta czy miłość? Bo ta smocza powieść jest właśnie o zemście. Zobaczymy jaki będę miała nastrój w najbliższych miesiącach. Plan jest taki, że II tom ukaże się za kilka miesięcy, a smoki na Boże Narodzenie. Zastanawiam się tylko które... Wioleta Sadowska: Będziemy zatem czekać. Czy lubi Pani zapach konwalii? Anna Gras: Jest taka angielska legenda o kowalu, który uratował ludzi przed smokiem, tracąc przy tym życie. Tam gdzie spadły krople jego krwi wyrosły konwalie. Jakże więc taka miłośniczka smoków jak ja mogłaby nie lubić konwalii? Są urzekające i tajemnicze. Wioleta Sadowska: Co na koniec chciałaby Pani przekazać czytelnikom mojego bloga? Anna Gras: Podziwiam Was, że w dobie tylu pokus łatwego spędzania czasu, sięgacie po słowo pisane i czytacie książki. To teraz wyjątkowo elitarne zajęcie. Jestem wiec zaszczycona, że mogę tu trochę poprzynudzać. I życzę wyjątkowych przeżyć literackich. Dziękuję autorce za wyczerpujące odpowiedzi na moje pytania. Nie mogę doczekać się już drugiego tomu tej serii. A wam oczywiście polecam zajrzeć do książki Anny Gras oraz zachęcam do obejrzenia videorecenzji Perfum Agaty - Przypominam także, że nadal trwa konkurs, w którym możecie wygrać "Perfumerię złamanych serc". Obecnie książkę można zakupić poprzez stronę Fundacji Dobre Słowo - KLIK
Daje 50 PKT + naj! Szybko Wiele osób jest rozczarowanych jakością relacji międzyludzkich, fałszem, nieodpowiedzialnością i brakiem wsparcia. Im mamy więcej lat, tym rośnie nasza ostrożność i nieufność. Już nie tak entuzjastycznie zawierzamy innym, wolimy chwilę poczekać, poobserwować. Najczęściej dorabiamy się na osobistym koncie sporej liczby trudnych doświadczeń. Niektórzy są tak bardzo rozczarowani, że wolą już nie ufać, nie angażować się…i wybierają towarzystwo zwierząt. Okrutny świat? „Wybrałam samotność, by się bronić przed okrutnym światem. Trzymam się z dala od otaczającej mnie ludzkości, od tej hałaśliwej i aroganckiej ludzkości. Mieszkam w otoczeniu zwierząt, drzew, kwiatów. Mam konie, osły, barany, kozy, świnie, kury, kaczki, gęsi, gołębie. I oczywiście psy i koty. Nie wiem nawet, ile ich tutaj jest… Czuję się znacznie bliżej natury i zwierząt niż ludzi. Przyznaję szczerze, że nienawidzę większości ludzi. Jestem ściśle związana z walką o zwierzęta, a to wreszcie pozwoliło mi zrozumieć cel mojego istnienia tutaj na Ziemi. Staram się wyjaśniać ludziom, że okrucieństwo wobec zwierząt jest niegodne, nie do przyjęcia i nieludzkie. Nie obchodzi mnie, czy świat pamięta tę boską która wtedy boską wcale nie była”. Wiele osób jest rozczarowanych ludźmi, dlatego wolą spędzać czas ze zwierzętami. Wybierają ciszę zamiast rozmowy, kontakt z naturą zamiast zgiełku. Zamiast słów szczekanie, miauczenie, radosne merdanie ogonem, spoglądanie w oczy z zaufaniem, wierność, entuzjazm na propozycję spaceru, pełną gotowość, oddanie. Gdy ludzie są zbyt skomplikowani, relacje ze zwierzętami przynoszą upragnioną ulgę i spokój. Tylko czy to sposób? Zwierzaki domowe potrafią być kochane. Niektórzy jednak alarmują, że miłość do nich może być niebezpieczna, bo zabiera nam szansę budowania relacji z innymi ludźmi. Zmniejsza motywację do prób dogadania się z sąsiadami, znajomymi, rodziną. Jest też inny dość delikatny i kontrowersyjny trend. Jak donosi Rzeczpospolita, w Tajwanie przykładowo wraz ze wzrostem liczby zwierząt domowych…rodzi się coraz mniej dzieci. Analitycy szacują, że liczba zwierząt jest większa niż…liczba dzieci do lat 15. Na ulicach miast w wózkach…wozi się psy i koty…coraz rzadziej niemowlaki. Martwić się tym czy nie bardzo?
» Pon maja 11, 2015 19:03 Re: Im bardziej poznaję ludzi -tym mocniej kocham zwierzęta Podziwiam Lalusia jak się bardzo zmienił, to dzięki tobie jest teraz taki piękny.
Czy też uważasz, psa za swojego najlepszego przyjaciela?Wiele razy słyszeliśmy frazę pies jest najlepszym przyjacielem człowieka. Być może stosujesz się również do wyrażenia “im więcej poznaję mężczyzn, tym bardziej kocham swojego psa.” Niektórzy ludzie dają nam wiele powodów, by jednak preferować z tych powodów jest nadużywanie siły czy agresji i złe traktowanie zwierząt. Jednak prawdą jest również, że wyrażenia te mogą stracić pierwotny sens, gdy powtarzane są tak często. Tak więc zastanówmy się czy rzeczywiście „pies jest najlepszym przyjacielem?”Skąd się wzięło zdanie „Pies jest najlepszym przyjacielem człowieka”?Ale skąd pochodzi słynne powiedzenie „pies jest najlepszym przyjacielem człowieka”? Wielu uważa, że ​​jest to anonimowe wyrażenie, które rozprzestrzeniło się na przestrzeni wielu lat. Jednak w rzeczywistości zostało faktycznie powiedziane podczas rozprawy sądowej przeprowadzonej w stanie Missouri, USA, w 1870 ta zaczęła się w Stanach Zjednoczonych. Adwokat George Graham Vest użył tych słów jako swego ostatniego oskarżenia. Został wynajęty przez osobę, której pies, nazwany Old Drum, został zabity przez sąsiedniego przemówienie, które zostało nazwane “Pochwała Psów”, zawiera wiele argumentów, których ludzie używają do dzisiaj, aby wyjaśnić, dlaczego uważają psy za najlepszych przyjaciół jest taka, że ​​adwokat był tak przekonujący swoją historią, że udało mu się skazać mordercę psa Old Drum, by zapłacił grzywnę w wysokości aż 550 dolarów, zamiast 150 dolarów, które przewidywały prawo do tego rodzaju tych czasach kwota ta była znacznym uszczerbkiem w budżecie. W dodatku poszkodowanemu czworonogowi wzniesiono pomnik pamiątkowy tuż przed budynkiem Sądu Najwyższego Missouri, gdzie do dziś można odczytać fragmenty przemówienia prawnika. “Jedynym absolutnym, bezinteresownym przyjacielem jakiego człowiek może mieć w tym egoistycznym świecie – tym, który nigdy go nie opuści, tym, który nigdy nie udowodni, że jest niewdzięczny lub zdradziecki – jest jego własny pies”. -George Graham Vest- Przyjaźń człowieka i psa, która przeszła długą drogęPsy towarzyszą człowiekowi od przeszło 40 000 lat, jak wskazują najnowsze odkrycia naukowe. Minęło wiele lat od czasu, gdy pierwsze wilki zostały udomowione, aż do dnia dzisiejszego. Ludzie używają i wykorzystują psy zarówno dla szlachetnych, jak i niestety nikczemnych działań. Lista jest długa i nie ma potrzeby, aby o niej tu dnia w dziejach ludzkości odkryliśmy, że te zwierzęta były również świetne jako zwierzęta domowe. Tak więc psy stały się częścią naszych rodzin i społeczności. Dlatego mówimy, że są naszymi najlepszymi przyjaciółmi. Istnieje wiele dowodów takiego stanu przykład: Ich bezwarunkowa lojalność wobec człowieka Ich ciągłe okazywanie uczuć Psy nie dyskryminują nas ani nie kpią z naszych wad Nie oceniają nas ani nie kwestionują naszych błędów Nie trzymają urazy, jeśli czasami potraktujemy je niewłaściwie Psy i ludzie jako przyjacieleAby potwierdzić naszą tezę skłaniamy się ku refleksji, że psy spełniają wszelkie warunki jakie postawilibyśmy ludzkiemu przyjacielowi! Pies może dalej obdarzać nas swoim uczuciem, nawet jeśli wiemy, że popełniliśmy poważny błąd w kontaktach w najlepszym wypadku, ten wierny i wspaniały ludzki przyjaciel pomoże nam dostrzec, co zrobiliśmy źle i jak naprawić powstałe może fakt, że psy nie chowają do nas urazy, ma związek ze sposobem w jaki mózg psa zapamiętuje wydarzenia. Natomiast w żaden sposób nie daje nam to prawa do nadużywania jego zaufania. Jaka to by była przyjaźń, gdybyśmy pozwolili sobie źle traktować kogoś, tylko dlatego, ze nie chowa urazy?Poza tym nie powinniśmy zapominać: mimo że psy mogą być naszymi wspaniałymi przyjaciółmi, nigdy nie wolno nam popełniać błędu humanizowania ich. Nie powinieneś wierzyć, że przyjaźń z psem może zastąpić bliskie relacje z ludźmi. Jeśli dojdziemy do takiego stanu, nie tylko krzywdzimy zwierzę, ale i naszą jest najlepszym przyjacielem- naukowe wyjaśnienie kochającej relacjiZgodnie z wynikami różnych badań naukowych, sekret bliskich związków między ludźmi i psami jest wynikiem wydzielania substancji hormonalnej, zwanej nazywana jest ona “hormonem miłości”. Oksytocyna jest obecna u wszystkich ssaków i odpowiada między innymi za poczucie przywiązania. Jest to substancja obecna w mózgach i psów i ludzi za każdym razem, gdy patrzą sobie w oczy, czy przytulają świetnie, że twój pies jest twoim najlepszym przyjacielem poza gatunkiem ludzkim. Nigdy nie zapomnij słynnej frazy George’a Grahama Vesta, ponieważ stanowi ona niezwykły dowód na istnienie tej magicznej więzi!
Pomóżcie w poszukiwaniu Muszki! Warszawo, do dzieła! See more of Im bardziej poznaję ludzi, tym bardziej kocham zwierzęta on Facebook
Wątek: Mech na gałęziach (Przeczytany 7295 razy) 0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek. Sprzątałam moim puchatym terrorystom i chciałam dać im korę wierzby (z Zuzali). Przechowuję zioła tak, że nie mają dostępu do wilgoci, są suche. Zauważyłam, że na jednym kawałku wyrósł mech - wcześniej go na pewno nie było, bo po zakupie dokładnie sprawdzałam każdy patyk. Mech wygląda "ładnie" - widać że dopiero zaczyna rosnąć, nie ma tam żadnej pleśni można dać im tę korę? Szczerze mówiąc wolałabym nie ryzykować, ale może przesadzam... Jeśli nie wolno im tego podawać, to do wywalenia jest tylko ten 1 kawałek czy cała paczka? Im bardziej poznaję ludzi, tym bardziej kocham zwierzęta.(*) Dukat - ze mną - Ja na Twoim miejscu nie ryzykowałabym ... nie sądzę żeby mech był jadlny. Kto jest okrutny w stosunku do zwierząt, ten nie może być dobrym |*| ♥PESIA |*| ♥ A może to porosty ? Nie jestem pewna, ale chyba w czystym środowisku na drzewach wyrastają porosty, czy szyle mogą je jeść, to już nie wiem. reszta odchowanych maluszków - Mikuś, Figa, Miś, Żabuś, Fikuś, Kubuś, Misia, Edi, Czaruś, Pysia, Krusio, Pimpuś, Miluś, Fredzio, Spidi. Nie wiem czy to porost, czy mech. Może w naturze i bym je odróżniła, ale na tak małym kawałku to ciężko. Na pewno im tego nie dam, bo nie będę ryzykować życia zwierzaków oszczędzając paczkę gałęzi. Ale gdyby ktoś mądrzejszy ode mnie umiał coś na ten temat powiedzieć to może na przyszłość się to komuś przyda. Im bardziej poznaję ludzi, tym bardziej kocham zwierzęta.(*) Dukat - ze mną - Jeżeli faktycznie jest to malutki okaz i trudno jest określić nawet czy to mech czy porost lepiej wyrzucić. Niektóre gatunki są trujące i niewiadomo czy na innych gałązkach też by się nie rozwinęły. Wychodzę z zasady 'nie podaję nic czego nie jestem pewna, że nie zaszkodzi' ! « Ostatnia zmiana: 14 Lip, 2014, 14:27 wysłana przez » Mona* & Misza* & Lilo* Wychodzę z zasady 'nie podaję nic czego nie jestem pewna, że nie zaszkodzi' !Dlatego też nie zamierzam im tego dawać. Później postaram się wrzucić zdjęcie tego czegoś, może ktoś będzie wiedział co to. Im bardziej poznaję ludzi, tym bardziej kocham zwierzęta.(*) Dukat - ze mną - Wrzuć, być może zagadka się rozwiąże :) Dobra może nie jest to takie małe jak sądziłam. Tak mi się wydawało w środku nocy jak byłam zmęczona ;)Normalnie ten odstający kawałek przylegał do patyka, odchyliłam go do robione telefonem. Lepszych nie będzie, bo Tofik prawdopodobnie zepsuł aparat. Im bardziej poznaję ludzi, tym bardziej kocham zwierzęta.(*) Dukat - ze mną - Nie ważne ile razy upadniesz, ważne ile razy się podniesiesz. Na moje oko to jednak mech. Niektóre gatunki mchów mogą być spożywane przez ludzi w warunkach surwiwalowych, oraz pomaga w gojeniu ran, jednak o szynszylowym surwiwalu nic nie wiem :) Większość mchów jest nieszkodliwa, jednak nie wiem jaki jest skutek spożycia ich przez szylki. Tak jak już wspomniano wyszorowanie i sparzenie wszystkich kawałków powinno rozwiązać problem :) a na mchu mogą być cysty giardii? Jak mogą, to skutek jest znany i dość powszechny ;p Nie ważne ile razy upadniesz, ważne ile razy się podniesiesz. Cysty giardii są wszędzie tam gdzie ludzka 'kupa'. Teoretycznie w takim mchu z drzewa być ich nie powinna bo przecież nikt na drzewo się nie załatwia Aczkolwiek różnie to bywa :) No ale chyba taka kora, która poddawana jest kontrolom nie powinna być skażona cystami lamblii :) @5zy5zka no rzeczywiście taka odrobina wyrosła tylko ;-) co Ty w nocy robisz, że po ziołach buszujesz i patyki przeglądasz? ;-)@mikar78 do chyba czuwałam nad Psotką, obserwowałam jak się zachowuje, czy w ogóle je, jak i co je, żeby móc jak najlepiej określić jej stan. Z resztą bałam się o nią, wolałam jej popilnować. A że wczoraj było w dzień generalne szorowanie klatek, to i przejrzałam wszystkie ich przysmaki, zioła itd. czy się nie psują, no i dołożyłam dawkę żarełka małym terrorystom :) Im bardziej poznaję ludzi, tym bardziej kocham zwierzęta.(*) Dukat - ze mną - Cysty giardii są wszędzie tam gdzie ludzka 'kupa'. Teoretycznie w takim mchu z drzewa być ich nie powinna bo przecież nikt na drzewo się nie załatwia Eee, a ptasia kupa? Nie raz ptaszek nadrzyzga na drzewko lub liście. Czy tylko ludzie roznoszą giardie? ;p Nie ważne ile razy upadniesz, ważne ile razy się podniesiesz. A już się bałam że szylom zioła podkradasz@5zy5zka Gdzież bym śmiała podjadać przysmaki moim kosmatym pyszczusiom :DChociaż pachną zachęcająco Im bardziej poznaję ludzi, tym bardziej kocham zwierzęta.(*) Dukat - ze mną - Eee, a ptasia kupa? Nie raz ptaszek nadrzyzga na drzewko lub liście. Czy tylko ludzie roznoszą giardie? ;pDzięki za czujność, niefortunnie się wyraziłam. Oczywiście ptaki jak i również inne zwierzęta są tak samo nosicielami giardii jak człowiek :)Ten remont mnie wykończy A na paskudztwa pasożytowe jest proste rozwiązanie w wypadku gałązek: 200 stopni w piekarniku i ze dwie sesje po 10 minut w nim. U mnie gałęzie są przygotowywane zawsze w ten sposób: najpierw szorowanie szczotką pod wodą, potem wyparzenie, a później piekarnik. Nic nie przeżyje. W ten sam sposób myślę, że można potraktować takie omszone gałązki. krecik Ja bym nie wyrzucała, tylko poczekała, żeby zobaczyć, co dalej wyrośnie ;-) Co jest jednoznaczne z tym, że myszy by tego nie zjadły bo nie mogłabym patrzeć, jak rośnie ;-) @krecik obrośnięty patyk leży u mnie na biurku :) Ciekawe, że bez żadnego dostępu do wody czy chociaż wilgoci takie coś sobie wyrosło trzymane w zamkniętym pojemniku. A futrzakom na pewno tego nie dam, bo boję się, że może im zaszkodzić. Oszczędzę 5zł na patykach a później wydam 300zł na leczenie i zwierzaki będą się męczyć. Nie jestem ciekawa co ten zielony delikwent teraz zrobi skoro został zdemaskowany ;) Im bardziej poznaję ludzi, tym bardziej kocham zwierzęta.(*) Dukat - ze mną - Szyszko, myślę że ta spakowana gałązka musiała mieć na sobie zarodniki i być świeża. To wystarczyło. Nie ważne ile razy upadniesz, ważne ile razy się podniesiesz. @Mysza <")))/ wiesz co... jak przyszła paczka ja wszystko dokładnie przejrzałam, zawsze tak robię. Patyki były suche. Ta kora wierzby była kupiona już jakiś czas temu, więc czemu od razu to nie wylazło tylko teraz? Mam nadzieję, że nie zaszkodziłam moim maluchom bo już trochę tych patyków pożarły, wolały to nawet od jabłoni. Im bardziej poznaję ludzi, tym bardziej kocham zwierzęta.(*) Dukat - ze mną - krecik Może to jednak smaczne ;-)A że bez wody... hmmm u mnie przeżywają tylko te rośliny które żyją bez wody W sumie jest ich całkiem sporo. Niestety muchołówka i dzbanecznik nie dały rady, a miałam taki fantastyczny plan na walkę z komarami.... NO nie nawidzę tego krulestwa ;-) - a właśnie czuje się zjadana żywcem Upsss to chyba nie na temat coooo ???? Oj tam oj tam... mini OT. Jeśli chodzi o kwiatki u mnie to nazywa się naturalna selekcja. Najdzielniej znosi ją skrzydłokwiat, ma na koncie 4 zmartwychwstania. No i kaktus, mam go już jakieś 13 lat. Im bardziej poznaję ludzi, tym bardziej kocham zwierzęta.(*) Dukat - ze mną - krecik hmmm ale skrzydłokwiat lubi wodę, u mnie po kilku zmartwychwstaniach umarł... Kolejne dwa też. Za to nieźle radzą sobie wszelkiego rodzaju kwiatki o grubych liściach i coś ala palma tylko za kija nikt nie jest mi w stanie powiedzieć co to za kwiatek ( nie palma, nie fikus).Ejj no i możesz poprowadzić bloga "fascynująca przygoda zielonego intruza " ;-) « Ostatnia zmiana: 15 Lip, 2014, 23:59 wysłana przez krecik » Postaw skrzydłokwiat przy telewizorze. One lubią pole magnetyczne, poważnie. Grube badyle radzą sobie lepiej, bo magazynują więcej wody :D Wrzuć zdjęcie do galerii może znam tę no i możesz poprowadzić bloga "fascynująca przygoda zielonego intruza " ;-)Zastanawiam się, czy nie pokropić tego patyka odrobiną wody, żeby naturalna selekcja nie zadziałała zbyt szybko :D « Ostatnia zmiana: 16 Lip, 2014, 00:03 wysłana przez 5zy5zka » Im bardziej poznaję ludzi, tym bardziej kocham zwierzęta.(*) Dukat - ze mną - :: Forum Miłośników Szynszyli » o szynszylach » Żywienie » Mech na gałęziach
  • Уξካпраսիν ዬիлէςխ
  • Ջоትէρθ боլυщиγе хезևру
    • ሺбифещի լաቫիጳխρ թи
    • Իск ዮሹикуմ խጉሯ
    • ኧκуሶեщеժωф уγኢኽጋ
  • Яврιሌዕсрሎ иժяፔоνупе лаሔеγεናօй
Jestem bardziej psem kanapowym ;), czyli lubię gdy jest sucho,ciepło i wygodnie. Dzisiaj o mnie to tylko tyle,ponieważ moja pani mi mówiła, że nie ma dużo czasu :( Więc żegnam Was i zapraszam na dalsze notki możliwe, że następna też będzie o mnie, bo dziś strasznie krotko.
O północy w Wigilię szczególnie dzieci bacznie wpatrują się w swoje zwierzęta domowe. Zgodnie z tradycją te jedyną noc w roku mogą przemówić ludzkim głosem. Okazuje się, że nie jest to niemożliwe...Zdaniem naukowców z Uniwersytetu Przyrodniczego nie ma ani anatomicznych, ani fizjologicznych przeciwwskazań w budowie aparatu mowy, by zwierzęta rzeczywiście mówiły. Niestety, blokadę stanowi budowa ich mózgu, która nie została ukierunkowana na posługiwanie się ludzką Ssaki, w tym naczelne rozumieją dużo, ale nie są w stanie ubrać swoich myśli w słowa, jak robią to ludzie - wyjaśnia prof. Norbert Pospieszny z Uniwersytetu Przyrodniczego. - Słowa nie były im potrzebne, gdyż doskonale komunikują się z nami za pomocą mowy ciała, a więc położenia ogona, języka czy pyska. Zwierzę potrafi bezbłędnie wyczuć nastrój swojego pana i gdy na przykład jesteśmy smutni, przynosi nam zabawkę albo położy się przy nas. Dlaczego zwierzęta miałyby mówić w Wigilię? Wiąże się to z przesileniem zimowym, które zaczyna się 21 grudnia, a kończy mniej więcej 6 stycznia, czyli w Trzech Króli. W tym czasie na ziemię mieli wracać duchy zmarłych, stąd też na początku wigilijnej kolacji miejsce przy stole było zostawiane właśnie dla nich, a nie dla podróżnego. Duchy zmarłych mogły też wchodzić w zwierzęta i dzięki temu przemawiały ludzkim głosem. Z kolei etnolodzy twierdzą, że w czasach wczesnego chrześcijaństwa w Wigilię przeżywano powtórkę z Raju, kiedy to ludzie mogli zrozumieć zwierzęta. Oto kilka przykładów, że nie trzeba czekać na Wigilię, by usłyszeć gadające zwierzęta:Mishka - słynny już husky:i koty: Im bardziej poznaję ludzi, tym bardziej kocham zwierzęta, tak mówi Maria Czubaszek…Coś w tym jest. Twierdzi, że ludzie nie są dobrzy, nie są wspaniali, jak mówią często osoby znane, mniej znane… Zazwyczaj są to osoby, które mają swoją grupę przyjaciół.
Katarzyna Borek, dziennikarka "Gazety Lubuskiej" Magda WeidnerKocham zwierzęta bardziej niż ludzi - słyszę czasami od przeróżnych osób. I nic na to nie poradzę, ale słysząc to, mam poczucie, że coś w życiu tych ludzi poszło nie tak. Że ktoś musiał ich bardzo skrzywdzić, rozczarować, zawieść. Albo że to oni krzywdzili, rozczarowali, zawiedli innych... Tak bardzo, że w końcu w ich życiu zabrakło drugiego człowieka do kochania. Albo może że inni ludzie takich zagorzałych miłośników zwierząt w ogóle nie interesują, nie obchodzą?Wiem, że zaraz posypią się na moją głowę gromy za to, co napisałam. Wiem, bo mam uzasadnione wrażenie, że obecnie bardziej wypada kochać zwierzęta - bardziej niż ludzi. Że modne jest chwalenie się „Nie płakałam po papieżu, ale rozpaczałam po śmierci mojego psa” (autentyk). A ja nie. Ja tak nie mam. Owszem, mam kota (i to adoptowanego, przez schronisko dla bezdomnych zwierząt). Nie traktuję go jednak jak członka mojej rodziny. Dla mnie to zwierzę, które lubię, któremu należy się opieka i szacunek, ale wyraz „kocham” rezerwuję dla ludzi. I mam do tego pełne prawo. Mam też prawo tych, którzy wielbią zwierzęta ponad drugiego człowieka, tylko tolerować, a nie akceptować z ich wszystkimi poglądami na temat zwierząt. Bo nie akceptuję takiego zachowania, jeśli wypływa z niego poczucie, że miłość do zwierząt usprawiedliwia wszelką niechęć, a nawet nienawiść do drugiego człowieka. Tej zimy przynajmniej trzykrotnie byłam zaczepiana na deptaku i pytana, czy futro, które mam na sobie, jest naturalne. Było. W związku z tym zostałam raz wyzwana naprawdę od najgorszych. Podobnie było, gdy napisałam, że rozumiem prawa zwierząt, ale raz do roku, w okolicy sylwestra, naprawdę powinniśmy móc wystrzelić petardy. Drodzy wielbiciele zwierząt, to nie jest tak, że to wasi pupile muszą żyć z nami w mieście. To my musimy żyć z nimi. I często jest to życie będące utrapieniem. Ktoś nie może wypoczywać w mieszkaniu, bo pies sąsiada wyje całymi dniami. Ma prawo, mówią obrońcy zwierząt. A przepraszam, seniorka spod piątki nie ma prawa wypoczywać w ciszy? Dziecko spod trójki nie ma prawa spać? Skoro chcesz mieć zwierzęta w mieszkaniu, wychowaj je tak, by było twoje, a nie połowy bloku. I sprzątaj po nim!!! Przejdzcie się czasami al. Konsytucji 3 Maja. Zwykle jest upstrzona psimi kupami. Podobnie wyglądają trawniki w mieście. Kupy leżą czasami nawet na na deptaku. Bo Azorek, Reksio ma swoje potrzeby. Skoro ma, to ty miej przy sobie woreczek foliowy i posprzątaj. Bo to jest twój pies, a nie Zielonej Góry. ZOBACZ RÓWNIEŻ: "Są milusie, można je głaskać i przytulać". Wyjątkowa "alpakoterapia"POLECAMY PAŃSTWA UWADZE:
Gdzieś kiedyś usłyszałem " Im więcej poznaję ludzi ,tym bardziej kocham przyrodę" I chyba tak też jest w moim przypadku. W świecie przyrody wszystko jest jasne. Przetrwać kolejny dzień, nie stać się czyimś obiadem. Proste. Dlatego proponuję na uspokojenie nerwów, odskocznię od przedwyborczych opluwań.

Znowu jakiś bydlak z wiatrówką zabił mi psa. Na wsi, w woj. lubelskim. To już trzeci pies przez ostatnie 25 lat. Mimo operacji piesek nie przeżył. Konał pięć dni. Wezwana po zdarzeniu policja zachowywała się lekceważąco. Tak samo zachowała się policja w Krakowie. Dopiero pomoc pani mecenas z Krakowa, działającej pro bono, przyniosła efekt. Przyjęto zgłoszenie i podjęto pewne czynności. Mam nadzieję, że nie usłyszę już więcej od policji: „skoro to kundel, to niewielka strata”. Co ma we łbie typ, który chodzi po wsi i strzela do psów? Co myśli poza tym, że czerpie sadystyczną przyjemność z krzywdzenia zwierzęcia i ludzi, którzy są do tego zwierzęcia przywiązani? Poza tym, że jest obrzydliwym okrutnikiem i frustratem, prymitywnym chamem? Bo przecież on coś tam sobie myśli. Oto prawdopodobna rekonstrukcja owego „dyskursu”: Wałęsają się, k…, te kundle, k…, do lasu włażą, k…, zwierzynę gonią, k…, wystrzelać te śmiecie, k…, jak ktoś chce psa, to niech se go na podwórzu trzyma i pilnuje, k…., ja jestem myśliwy, k…, ja tu mam nad zwierzętami władzę i robię, k…, z nimi porządek. Pan Bóg stworzył człowieka i dał mu ziemię, żeby nad nią panował. Zwierzęta są dla człowieka i muszą człowiekowi służyć. A nie wałęsać się, k… Ze mną, k…, żartów nie ma. Się jedna z drugą miejska pinda będzie rozczulać nad pieskiem. Do roboty by się, k…, wzięła. Patrz, k…, co się robi z parszywymi kundlami. I uważaj, żeby się tobie nie dostało. Bo to jest, k…, nasz kraj i porządek, k…, musi być. Wystarczy? Każdego dnia zabijanych jest w Polsce dziesiątki psów. Dla lubieżnej przyjemności. Z czystego okrucieństwa. Pod osłoną pełnego obłudy „etosu myśliwskiego”, który opiera się na wulgarnym kontrakcie: popracujemy dla dobrostanu lasu, a za to pozwoli nam się na odrobinę rozkoszy zabijania. Za pierwszym szeregiem „etosowych myśliwych”, wąsatych „darzborów” i gajowych, skrywają się tłumy zwykłych prymitywnych zwyrodnialców i sfrustrowanych nieudaczników, którzy kompensują sobie swoje niepowodzenia seksualne i życiowe, wyżywając się na zwierzętach. I do tego jeszcze tysiące maruderów, w ogóle bez uprawnień myśliwskich, łażących po łąkach i lasach z wiatrówkami i zgrywających się przez samymi sobą na myśliwych – prawdziwych mężczyzn. Tacy kłusują i strzelają do psów najchętniej. Lecz z całej tej obrzydliwości, z całej tej patologii „mężczyzn z bronią” władze nic sobie nie robią. No bo przecież i policjant poluje, i prokurator poluje, i wójt poluje, i tak aż do samiutkiej góry… A zresztą i grzechu nie ma, prawda? Ten tchórzliwy obrydel, który zamordował mojego najłagodniejszego na świecie pieska, przygarniętego znajdę, który był radością dla mojego dziecka i dla jej starej, samotnie mieszkającej babci, czuje się niewinny. Tacy ludzie nigdy nie poczuwają się do winy. Sumienie to dla nich „kościelna sprawa” – moralność to jakaś eutanazja, aborcja i takie tam, a reszta to „sprawa sumienia” – każdy robi, co uważa, i nikomu nic do tego; moje sumienie – moja rzecz. No więc wielkie halo, tyle rabanu o jakiegoś kundla, myśli sobie. Co za czasy! Dżendery, zboczeńcy, pedały, liberały, Tuski, agenty ruskie! Wreszcie by kto przyszedł i zrobił z tym porządek. Kundla będą bronić, a że człowiek tu z głodu zdycha, to w dupie mają! Oj, znam ja cię, wsi moja sielska, anielska. O, znam ja te gadki małych, zawistnych i okrutnych ciemniaków, pełnych pychy i złości na świat, cwaniaczków i chciwców, patrzących tylko swojej korzyści. Tych, co to śmiecie do lasu wywiozą, dotację wyłudzą, na podaniu o zapomogę bez wstydu nałżą, kocięta potopią, psa zastrzelą. Zawsze święci i zadowoleni z siebie. Na spowiedzi mówią, że trochę pili, babie przyłożyli, a więcej grzechów nie pamiętają. Dostają rozgrzeszenie i dalej swoje – w codzienną obrzydliwość prostackiego, chamskiego życia, o którego grzeszności nikt im nawet nie wspominał. Bo gdzieżby! Miałby ksiądz zniżać się i o jakichś parszywych kundlach w kościele mówić? Miałby może o śmieciach gadać? A może miałby wiernych upominać, żeby haracz tym złodziejom, k…, Tuskom, ruskim agentom, płacić? A niby za co? Co chłop z tego ma? Nic, k…, tylko ta sama bieda ciągle. I tak dalej. Jak ja to znam. Jak ja to znam. Miliony was, chamy, miliony. I co my mamy z wami zrobić? Ale przyjdzie na was czas. A jak nie na was, to na wasze dzieci. Weźmiemy szturmem wasze szkoły, zwabimy was podstępem do teatrów, wyślemy wasze dzieci w świat. I pewnego dnia zniknie ta zabobonna, prostacka i kruchciana Polska, dławiąca się pychą, jakąż to ona jest „prawdziwą” i „wierną” jest. I narodzi się Polska ludzi przyzwoitych, kulturalnych, wiedzących coś o świecie i zdolnych do myślenia społecznego i obywatelskiego. Brzydzących się okrucieństwem i przemocą. I ja o taką Polskę będę walczył, jak potrafię. Tak pomszczę swojego 2009 (?) – 2015

Jest takie powiedzenie: Im bardziej poznaję ludzi, tym bardziej kocham zwierzęta. Zdarzają się też ludzie „zbzikowani” na punkcie swojego pieska i kotka.
Slogan „im lepiej poznaję ludzi tym bardziej kocham zwierzęta”, tak chętnie używany przez wszystkich tru-miłośników, w lecznicy można sobie wsadzić do torby i wyjąć po pracy. Często pomoc polega w takim samym stopniu na diagnozie i leczeniu, jak na rozmowie z właścicielem zwierzęcia, edukacji i wsparciu. C8GVdx2.
  • 8srq1fgxam.pages.dev/90
  • 8srq1fgxam.pages.dev/46
  • 8srq1fgxam.pages.dev/21
  • 8srq1fgxam.pages.dev/72
  • 8srq1fgxam.pages.dev/69
  • 8srq1fgxam.pages.dev/92
  • 8srq1fgxam.pages.dev/48
  • 8srq1fgxam.pages.dev/66
  • im więcej poznaję ludzi tym bardziej kocham zwierzęta